Manhattan z przypadku

Bądźcie przygotowani na coś, co może przypominać USA z lat dwudziestych – napisał  w mailu Aditya Singhal przed naszym przyjazdem do miasta, które w ciągu ostatnich dwudziestu lat przekształciło się z wioski na obrzeżach Delhi w jedno z najważniejszych centrów biznesu w Azji

Czytaj dalej

Kolej – zrób to sam.

Urzekła mnie ta historia.

Grupa wieśniaków mieszkających całkiem niedaleko ode mnie, w Haryanie, od 1982 roky próbowała doprosić się na kolei, żeby na przejeżdżającej przez ich miasto linii kolejowej postawiono stację. Bezskutecznie. W końcu zdesperowani chłopi wzięli sprawy w swoje ręce i zapytali, czy jeśli sami sobie stację postawią, to czy kolej łaskawie zgodzi się, by kilka pociągów się na niej zatrzymywało. „Nie ma problemu” – usłyszeli.

W ciągu dwóch lat zrobili więc zrzutkę i postawili sobie prostą stację, na której teraz zatrzymuje się 7 pociągów w obie strony – głównie łącząc wioskę z Gurgaonem i Delhi. Mają też własnego dróżnika i kasę biletową, a teraz myślą o unowocześnieniach i rozbudowie – np. postawieniu wiaty chroniącej przed deszczem i skrwarem.

Wzruszające! Cała historia dostępna tutaj.

A tak na marginesie – wielki postęp dokonał się w Gurgaonie. Auto rikshe są dostępne! 😉 Do niedawna były jedynie zwykłe riksze (rowerowe) oraz duże auto riksze (kursujące na stałych trasach). No i taksówki. Jeszcze metro otworzą i normalnie da się żyć!

Odnaleziona przyjemność chodzenia.

Bangalore, tudzież – od 2006 roku – Bangaluru. Centrum friedmanowskiego „płaskiego świata”, „miasto ogród”, Indii i ich informatyczna stolica. Piąte największe miasto na półwyspie i główny, obok Madrasu, ośrodek na południu kraju i sam środek południowej części – świetny punkt wypadowy do Kerali, Tamil Nadu, Karnataki, Andhra Pradesh i jeszcze kilku takich 🙂 Krótko mówiąc, blog się rozdwaja. Nadajemy z północy i południa. (Halo, Halo, Północ, słyszysz mnie??)

Krótka relacja z południa.
-> jest ciepło. +25 w dzień, w nocy nieco chłodniej i powiewa, ale tak czy siak – niegruby sweter zupełnie wystarcza. a to najzimniejszy okres.
-> jest słonecznie.
-> jest zielono. co za ulga dla umęczonych oczu, wyglądając z biura widzę rozciągające się we wszystkich kierunkach zadrzewione (zapalmione) ulice, a po prawej – gigantyczny park
-> jest czysto. z pewnymi wyjątkami, ale śmieci na ulicach, rozpadające się drogi i żebracy śpiący na chodniku to nie tu. Nawet krów nie ma (uwaga: w centrum!). Raz mijałem miejsce, gdzie wybiła kanalizacja – smród zwyczajny dla większości Indusów – zawsze coś się wylewa, przelewa lub gnije. Tutaj – mijali zatykając sobie nos z miną oburzenia-obrzydzenia-i-niedowierzania na twarzy.
-> jest przezroczyście. owszem – auta smrodzą, ale bez przesady. Nie ma pyłu i mgły, które w Gurgaonie ograniczają widoczność do kilku metrów a z płuc robią worek na śmieci.
-> jest nowocześnie. Dużo nowych biurowców, których architektura nie przeraża (aż tak) jak gurgaońskich. Niektóre są nawet naprawdę niezłe.
-> jest kolonialnie – wille i szkoły w stylu angielskiego neogotyku wyskakują na każdym rogu z krzaków.

Ale co najważniejsze – jest „chodliwie”. Z biura do parku – 5 minut (CHODNIKIEM) na piechotę, dalej 10minut na główną ULICĘ HANDLOWĄ (tak! sklepy, kawiarnie, restauracje, galeria – wszystko wzdłuż ulicy, z wejściem z chodnika!). Całe centrum można obejść na piechotę, coś nie do wyobrażenia w Delhi czy w Gurgaonie. Jak mi tego brakowało – nawet nie wiedziałem jak bardzo. Summa sumarum – miasto turystycznie mało atrakcyjne, chyba że jako baza wypadowa do Hampi, Mysore, Munnar i kilku innych miejsc, ale do życia – mam dziwne wrazenie że najlepsze w Indiach. (zastrzegam, że piszę to, nie znając Bombaju!). Jeden poważny minus, to cisza nocna o 23.30, kiedy zamykają dosłownie wszystko. Nawet w sylwestra imprezy kończyły się pół godziny po północy.

Ale ja zawsze byłem bardziej nasiadówkowy piwosz-kawosz, niż całonocny bibant, więc…

Happy New Year in Bangalore.

(h.)

PS> A to mój biurowiec. 11 pietro.

Bangalore, UB City

PS 2. Mój przyjaciel z Marsylii – Hareesh (oczywiście Indus), powiedział mi kiedyś, kiedy zamiast czekać na autobus zabrałem go spacerem z uczelni do akademika, że „nauczyłem go chodzić”. Dopiero po przyjeździe do Indii zrozumiałem o co mu (notabene) „chodziło” . Tutaj – jeśli się należy do pewnej klasy – się nie chodzi. Jedzie się autem lub – na krótki dystans – rikszą. Chodzą tylko biedni. Ot co.

Maskulizm.

Na blogu posucha, więc wrzucę w ramach trzeźwienia kilka nieuczesanych myśli. Tak na poważniej, można sobie mnie poczytać gdzie indziej. Polecam (mhmm, a raczej – nieśmiało proponuję) lekturę nowej Odry, gdzie jest mój tekst o maskulizmie. Chętnie się pokłócę 😉 Niestety – niedostępny online.

Ciekawe co by tutaj powiedzieli na podobny temat – w kraju gdzie żona to wciąż często „opiekunka domowego ogniska” i taśma produkcyjna dzieci, a aby dojść do metroseksualizmu, musieliby najpierw przejść etap nauki wiązania krawata. W ogóle definicje męskości są tu trochę inne, choć niby coś się zmienia i włochaci nie są już bogami seksu

Wąsacz

Prodigy

dsc_0101

papugi

I wbrew pozorom, homoseksualizm w Indiach jest tematem tabu. Wszystkim zachodnim facetom trzeba tłumaczyć, że to tylko objaw przyjaźni.

W międzyczasie polecam również fantastyczne wieści o Taj Mahal, który został sklonowany. Czyżby w Bangladeszu potrzebowali jakiejś ekstra pomocy?

agra

Wkrótce jakiś update od nas, a póki co – zbieram siły do przeprowadzki na południe. i staram się nerwowo dokończyć listę „do zrobienia póki w Gurgaonie”, stąd czasu mało.

Czyli od stycznia będzie jeden blog, dwa miasta. Fajnie, prawda?

hjal

FAQ. Part 1

Zaczynamy nowy cykl (choć żadnego dotąd nie kontynuowaliśmy tak naprawdę).

FAQ – czyli co wypisujecie w Google że do nas trafiacie, i jaka jest na nie prawdziwa odpowiedź.

Runda pierwsza:

„Poznam Hindusa”.
Przyjeżdżać, mogę przedstawić. Wcześniej polecam ufarbować się na blond (jeśli nie jest naturalny). Pomaga.

„Okocim Palone India”
Kłamstwo.

„Hindusi w korporacjach”.
Oj, dużo ich jest. Amerykanie pewnie żartują o Hindusach i swojej pracy jak Niemcy o samochodach i Polsce. „Przyjedź do Indii, Twoja posada jest u nas od dawna”.

„Tata samochód”
Myślę, że choć Google to wspaniałe narzędzie, żeby pożyczyć auto od rodziców wciąż najlepiej z nimi porozmawiać.

„Teściowie Baracka Obamy”
No toście mi przyłożyli.

„Marihuana w Indiach gdzie można kupić”
Jak się postarasz to wszędzie pewnie, ale w częściach Himalajów to to to przy drodze se rośnie – widziałem. Tylko ususzyć. A na Goa to mi koledzy opowiadali, że nawet policja dealuje. Legalnie – jako się rzekło – w Jaisalmerze. I z tego co słyszałem – w Varanasi.

„Gurgaon+atrakcje”
Ano pełno! Jazda terenowa rikszą, uliczne safari, spływ deszczówką, walki z wiatraczkami. A poważnie – zapomnij. Malle, malle, malle.

Rozgrzewka

Namaste.

Witamy z powrotem. Wkrótce relacja z podróży a tymczasem jedynie trzy małe impresje.

No. 1. Słuchanie „Jimmiego” podczas jazdy rikszą przez ulicę pełną krów nabiera zupełnie nowego wymiaru.

No.2 Właśnie przeczytałem w amerykańskim artykule o fast foodzie ” If we are what we eat, then we are not well.„. Coż, w Indiach należałoby powiedzieć, że jeśli jesteśmy tym co jemy, to powoli staję się warzywem.

No.3 (Nataliowe) Jeśli chcesz w Indiach mieć prace w której się nie przepracujesz, polecamy sklep mięsny. Obserwowaliśmy przedwczoraj stoisko w supermarkecie – 5 facetów stało i gapiło sie w sufit. Klient raz na pół godziny. Bajka 😉

Monsoon

Delhi i Gurgaon nie należą do miast, którym monsun najbardziej daje się we znaki. Daleko od morza i wysoko na północ, pora monsunowa daje się tu odczuć głównie poprzez permanentne zachmurzenie i wysoką wilgotność. To nie Mumbai, który przez większość pory deszczowej tonie pod wodą. Deszcze przychodzą raz na kilka dni, są intensywne, ale krótkie i przeważnie spadają w nocy lub późnym wieczorem, nie utrudniając za bardzo życia, bo przy tych temperaturach do rana jest już sucho. Ale kiedy monsun łamie ten schemat, robi się nieciekawie.

Niedostatek studzienek kanalizacyjnych czy nawet rynsztoków zamienia ulice w rzeki za każdym razem gdy pada dłużej niż kilka minut. Miasto dusi się w korkach, prąd i woda (o paradoksie) zanika, nic nie można załatwić, bo nikt nie może nigdzie dotrzeć. Miasto ogarnia paraliż, jak Los Angeles pod śniegiem. Tyle że śnieg w LA pada raz na dziesięciolecie, a tutaj w końcu jest pora deszczowa.

(ta notka powstała w oczekiwaniu na instalatora Internetu, który powinien być dwie godziny temu. Edit: Ostatecznie – nie przyszedł)

Manhattan na śmietniku

Gurgaon.

Przyjeżdżając tu wiedziałem mniej więcej tyle zapowiadało się więc całkiem miło… A jak jest naprawdę?

Gurgaon to Manhattan na śmietniku. Wszystkie te eleganckie biurowce wyrastają z chmury pyłu, który z wszechobecnych budów wciska się w każdą szczelinę. Wieczorami, w świetle reflektórów riksz i samochodów na autostradzie widać tylko pomarańczową chmurę. Pył osiada wszędzie, w szafie, na łóżku, nawet w biurze.. nie wspominając o czarnych po jednym dniu kołnierzykach czy butach, które trzeba czyścić nawet dwa razy dziennie by wyglądały znośnie.

Wokół biura jest czysto i schludnie, ale zaledwie dwadzieścia metrów dalej, zaczyna się największy burdel świata – ludzie śpiący pospołu z krowami i psami na wąskich przegrodach oddzielających jezdnie, wysypiska śmieci co dwadzieścia metrów wzdłuż drogi, stragany z których strach kupić zapakowaną wodę, nie mówiąc o jedzeniu, które przyrządzają na miejscu mieszając ciasto rękoma, bez żadnego zaplecza sanitarnego i które później spożywają również gołymi, nieumytymi rękoma.

Jeśli wszystkie miasta Indii są chaotyczne, to Gurgaon jest tym wszystkim, co w Indiach jest najgorsze. Ale biznesmeni z Microsoftu, Oracle, Alcatela, IBM, PwC czy Ericsonna tego nie czują – klimatyzowane biuro – klimatyzowane auto (z kierowcą) – klimatyzowany dom. A+ class.

Jednak jednego nie mogą nie zauważyć. Korków. W nich tkwi każdy – jeśli jedziesz do Delhi w godzinach szczytu, licz się z tym, że mimo autostrady (o niezłym standardzie) może to zabrać 2 godziny. Infrastruktura Gurgaonu leży – nie ma chodników, drogi są dziurawe, za wąskie, lub nie ma ich wcale. Prąd siada co kilka godzin, a we wtorki wszystkie sklepy są ustawowo zamknięte, żeby obniżyć jego zużycie. Woda zanika i generalnie jest niepijalna. Po każdym większym deszczu ulice zamieniają się w potoki bo nie ma odpływów, a potem śmierdzą krowimi odchodami i resztkami rozkładającego się jedzenia i psów. Mamy podobno szczęście, ze jest chłodno – najzimniej od lat – temperatura nie przekracza 35 stopni.

Trudno właściwie zrozumieć, dlaczego wszystkie te firmy wybrały Gurgaon na siedzibę – ale tak jest – to zagłębie białych i niebieskich kołnierzyków. I malli – tych jest już kilka(naście?) i wciąż powstają kolejne.  Ale nie ma nic więcej – trochę kondominiów, malle i biura. A wokół śmietnik i dziki targ (co wychodzi na jedno). Zapomnijcie o parkach, alejach spacerowych, kafejkach, O Polsce mówiono, że to dziki kapitalizm. Jeśli tak – zapraszam do Gurgaonu.

Jak komuś mało – polecam Hefnera…